czwartek, 5 listopada 2015

Relacje z teściową

Powiem szczerze, że gdy czasem przeglądam internet i czytam różne historie na temat relacji zięć/synowa - teściowa to jeży mi się włos na głowie. Nie chcę tu oceniać, kto jest bardziej winny, kto powinien komu ustąpić. Myślę, że to sprawa danej rodziny, tak naprawdę. I nie jest tak, że nie znam takich trudnych relacji z własnego podwórka. Znam i to bardzo dobrze, bo mój mąż miał niezbyt dobre relacje z moją mamą, tyle, że on się tym po prostu nie przejmował. A miał, bo można powiedzieć, że teraz jest odrobinę lepiej - mama się przekonała, że próbując zbuntować mnie przeciwko niemu czy uświadomić mi różne "prawdy" na jego temat, tak naprawdę buntuje mnie przeciw sobie, bo ja stawałam w jego obronie. Zawsze! Nie dlatego, że byłam/jestem w niego zapatrzona jak w obrazek. Nie, rozmawialiśmy tym później, zastanawialiśmy się na ile mama ma rację. Ale przed mamą (czy kimkolwiek innym) zawsze czuję się w obowiązku bronienia osoby, z którą zdecydowałam się iść przez życie.


Moja teściowa

Powiem Wam, że mam ogromne szczęście. Mam naprawdę wspaniałą teściową. Taką po prostu z otwartym sercem, która zaakceptowała mnie jak tylko się poznałyśmy i traktującą mnie jak własne dziecko. Przyjaźnimy się, dużo rozmawiamy, najczęściej przez telefon, bo mieszka daleko, ale jak się spotkamy to potrafimy zarwać nie jedną noc na pogaduchy. Opowiada o różnych sprawach rodzinnych, o osobach, których często ja nawet nie znam (mój mąż ma baaardzo dużą rodzinę), ja się jej radzę w różnych kwestiach. Staramy się wspierać w różnych sprawach. Po prostu nadajemy na tych samych falach. Czasem się zdarza, że dzwoni do mnie w Dzień Dziecka z życzeniami, a na koniec dodaje:
- To przekaż też życzenia Marcinkowi... (swojemu synowi a mojemu mężowi ;) )
Oczywiście to robię, ale wiem, że często jest tak, że teściowe dzwonią do swoich rodzonych dzieci, a o drugich połówkach nawet nie wspomną...

 

W czym tkwi sukces?

Możecie sobie myśleć, że mamy taką dobrą relację, bo mieszkamy od siebie daleko i teściowa nie wtrąca mi się we wszystko na co dzień. Że jakby była bliżej to by "czar prysł". Myślę, że nie.
Moja teściowa nie jest typem osoby narzucającej swoją wolę, przyjeżdżając do nas zawsze stara się pomagać, ale nie narzuca swoich rozwiązań (np. nie przekłada mi wszystkiego w szafkach kuchennych).
Z drugiej strony już rodząc dzieci doskonale wiedziała, że nie rodzi ich dla siebie, tylko "dla świata", że kiedyś przyjdzie taki dzień, że pójdą w swoją stronę, założą własne rodziny i wtedy relacje mama-dziecko będą miały już inny wymiar, mama zejdzie na plan dalszy, najważniejszy będzie Sakrament i ta druga połowa. I ona się po prostu nie wtrąca. Oczywiście to nie jest tak, że w ogóle nie wie, że mamy w domu jakiś konflikt, czy coś trudnego się wydarzyło. Ale moja teściowa nigdy nie staje tylko po stronie swojego syna. Potrafi spojrzeć na sytuację obiektywnie i jeśli trzeba to krytykuje to, które faktycznie zawiniło.
A po trzecie druga połówka jej dziecka urodzonego staje się przez Sakrament Małżeństwa również jej dzieckiem i traktuje je jak swoje rodzone. Nawet jeśli temu przybranemu dziecku teściowa nie pasuje (mają czwórkę dzieci i czwórkę "wżenionych"), ona się usuwa, akceptuje, czasem cierpi w ciszy, ale nie wojuje. Sakrament jest najważniejszy.
Nie myślcie, że jest tak, że teściowa mnie klepie ciągle po ramieniu i mówi jak to jestem cudowna, a ja jej słodzę jak to jest wspaniałą mamą. Nie, jak nam się coś nie podoba, to po prostu rozmawiamy, mówimy, co nam leży "na wątrobie". Myślę, że wychowujemy się nawzajem... 
I tak sobie żyjemy już ponad 13 lat... ;) oby jak najdłużej...

Chciałabym umieć być kiedyś taką teściową dla moich przybranych dzieci...

A jakie są Wasze doświadczenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...