piątek, 13 listopada 2015

Niepełnosprawność i dziecko

Jakiś czas temu pisałam na blogu o sytuacji, jakiej mimowolnie byliśmy świadkami - dzieci i ja. 

Ostatnio dopadła mnie kolejna trudna rozmowa z własnym dzieckiem.
Franek (mój dziesięciolatek) urodził się ze stopą końsko - szpotawą (prawą). Przeszedł dwie operacje - w wieku 7 i 18 miesięcy. Czemu dwie? To temat raczej na innego posta...
Nigdy  nie traktowaliśmy go jak dziecko niepełnosprawne, chociaż doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że będzie funkcjonował trochę inaczej. Operacje sprawiły, że może normalnie chodzić, ale już na przykład nie umie stać na prawej nodze, bo traci równowagę, trochę wolniej biega niż jego rówieśnicy, stopa jest krótsza i ma mniejszy zakres ruchu. Zawsze staraliśmy się nie dawać mu taryfy ulgowej, chociaż teraz, z perspektywy czasu myślę, że nie do końca nam (a zwłaszcza mi) się to udało. W końcu jest moim małym, pokrzywdzonym (przeze mnie, bo ja go urodziłam z taką wadą...) Franiem. Od profesora, który przeprowadził drugą operację wiedzieliśmy, że może robić wszystko na ile tylko da radę. Franek wyszedł z tego na tyle dobrze, że później, gdy był w przedszkolu, wiele osób (dorosłych i dzieci) nawet nie wiedziało, że ma coś z nogą. 

W szkole nauczyciele wiedzą, że Franek jest po operacjach. Wiedziała też jego wychowawczyni w klasach 1-3. Nie dlatego, żeby go w jakikolwiek sposób faworyzowali, tylko po to, żeby wiedzieli, że niektórych rzeczy, które Franka rówieśnikom nie sprawiają najmniejszego problemu, on po prostu nie zrobi. Nie dlatego, że nie chce. Po prostu nie może, nie daje rady.

Ostatnio Franek przyszedł do mnie z pytaniem, czy jego stopa będzie kiedykolwiek "normalna", taka jak jego lewa stopa. I powiem szczerze - zamurowało mnie. Wiem, że nigdy nie będzie i myślę, że on też to podświadomie czuje, a z drugiej strony widzę, że coraz bardziej przeszkadzają mu ograniczenia, jakie mu ona stawia. Bardzo chce mieć lepsze osiągnięcia w sporcie, ale nie daje rady. Chciałby ganiać się z kolegami i mieć realne szanse na dogonienie ich, a nie daje rady. 
A ja jestem cholernie bezradna... Bo wiem, że żadna operacja i rehabilitacja nie przywróci mu pełnej sprawności w nodze. 

Na dzień dzisiejszy przyjęłam taktykę, że będę się starała go kochać i akceptować bezgranicznie, jak do tej pory. A z drugiej strony chcę budować jego przeświadczenie, że może być w czymś naprawdę dobry i nie musi to być sport. Bo przecież pięknie gra na klarnecie, nogi do tego nie potrzebuje. 

A tak naprawdę - prawdziwa wartość człowieka to jego serce i to, jakim jest człowiekiem, a nie osiągnięcia sportowe. Mam nadzieję, że Franek to kiedyś zrozumie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...