piątek, 30 października 2015

Jak postrzegamy niepełnosprawność?

Sytuacja na cmentarzu

Kilka dni temu pojechałam ze starszymi dziećmi na cmentarz umyć pomnik na grobie Maćka, zrobić porządki. Grób Maćka znajduje się w pobliżu głównej alejki na cmentarzu, niedaleko głównej jego bramy. Chcąc nie chcąc byliśmy świadkami pewnej sytuacji, chociaż nie wszystko widzieliśmy, z racji odległości i zajęcia swoimi sprawami widzieliśmy.

W pierwszym momencie usłyszałam odgłos skutera. Pewna Pani (powiedzmy A) w wieku 50-60 lat jechała na skuterku w stronę głównej bramy cmentarza, zatrzymała się niedaleko od niej i poszła do Pani sprzedającej kwiaty już za bramą cmentarza kupić jakąś doniczkę. Pozwólcie, że pominę milczeniem fakt, że po cmentarzu nie powinno się jeździć na skuterze/ rowerze czy czymkolwiek, nawet jeśli się ma grób na końcu tego cmentarza. Po pewnej chwili słyszymy gruchot i krzyki:
- Co Pani robi? Jak Pani jeździ??
Okazało się, że
gdy Pani A wróciła do swojego skuterka, na cmentarz (przez wąską furtkę, bo brama była zamknięta), wjechała na wózku inwalidzkim (elektrycznym) Pani B, (wiek 60-70, może więcej). Prawdopodobnie (bo tego nie widziałam, ale wynikało to z krzyków Pani A, Pani B, skręcając po wjeździe na cmentarz przyhaczyła o skuter Pani A przewracając go i uderzyła ją w nogę. Oczywiście Pani B ją przeprosiła, ale Pani A była nieprzejednana. Krzyczała na "pół cmentarza" różne rzeczy:
- Co mi po Pani przeprosinach, jak mnie teraz boli noga? Jutro będę musiała iść do lekarza, a ja mam pracę, obowiązki (nadmienię tylko, że nogi jej nie urwało, stała normalnie, więc myślę, że miała siniaka, ewentualnie małe obtłuczenie).
- Przewróciła mi Pani skuter, nie wiem czy go teraz odpalę. Jeśli nie, to wezwę policję i za wszystko mi Pani zapłaci.
- Jak się jest niepełnosprawnym to się siedzi w domu, a nie stwarza zagrożenie. Nie powinna Pani w ogóle z domu wychodzić...
Potok słów Pani A nie miał wręcz końca, Pani B próbowała tłumaczyć, ale Pani A była tak zapatrzona w swój uraz, że chyba w ogóle jej nie słuchała. Miałam wrażenie, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Chciałam nawet do tych Pań podejść, zwrócić uwagę, że ani miejsce jest nieodpowiednie do takich awantur, ani krzywda chyba nie aż tak duża, ale Pani A zdążyła odpalić skuter i odjechała znowu jadąc główną alejką cmentarza (i oczywiście nie bacząc na to, że sama stwarza zagrożenie dla osób nią idących..). Poza tym myślę, że by mi się oberwało jeszcze bardziej niż Pani B...
Nie znam żadnej z tych Pań, nie wiem, czy Pani B jest rzeczywiście niepełnosprawna, czy po prostu wózek służy jej do przemieszczania się na większe odległości, bo, może z racji wieku ma trudności z poruszaniem się.
Nie wiem, czy Pani A ma takie poglądy na temat niepełnosprawności, bo kiedyś po prostu tak było - osoby niepełnosprawne siedziały zamknięte w domu, bo często nie miały nawet jak się wydostać z ciasnego mieszkania. Czy może Pani A w całym tym amoku wymsknęło się się parę słów za dużo. Mam nadzieję, naprawdę się łudzę, że to drugie...

Niepełnosprawność a my

Powiem szczerze, sytuacja dała mi mocno do myślenia. Rozmawiałam też z dziećmi na ten temat, chciałam wiedzieć, jak oni to widzą. Myślę (mam przynajmniej nadzieję), że wyciągnęły dobre wnioski z tej lekcji życia. Wiem jednak, że szacunku dla ludzi niepełnosprawnych trzeba uczyć od małego. Chciałabym Wam powiedzieć o pewnym projekcie: Duże sprawy w małych głowach, w którym Mama Dzielnego Franka wraz z grupą przyjaciół piszą książkę dla dzieci (ale i dla dorosłych) o różnych rodzajach niepełnosprawności. Mam nadzieję, że pomoże ona dzieciom (i nam, dorosłym) lepiej zrozumieć czym jest niepełnosprawność i uwrażliwić na osoby niepełnosprawne, co pozwoli na uniknięcie takich sytuacji w przyszłości.
Znam wiele osób dorosłych i dzieci niepełnosprawnych, z różnymi niepełnosprawnościami, nie tylko ruchowymi. Wiem doskonale, jak na początku nie zawsze było mi łatwo pod otoczką niepełnosprawności dostrzec naprawdę wartościowego człowieka, mającego takie same uczucia, pragnienia, marzenia jak ja, tylko mającego w życiu o wiele trudniej i nierzadko muszącego do jakiejś czynności włożyć 10 razy więcej wysiłku niż ja.

Kończąc ten wpis, przyszła mi do głowy pewna myśl, że może to nie jest tylko kwestia naszego stosunku do niepełnosprawności drugiego człowieka? Może my po prostu tacy jesteśmy? Tacy zapatrzeni w siebie, umiejący dostrzec tylko to co nasze, materialne? Tacy, że w obronie jakiejś naszej rzeczy jesteśmy w stanie zmieszać drugiego człowieka z błotem? Ale to już temat na innego posta....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...